16-01-2012

Tbilisi – życie bez korupcji

Autor tekstu: Krzysztof Szczepanik
Kategoria: Gruzja, Ogólna
To, że tu się nie bierze łapówek, a ministrowie obsadzani są po wygranym konkursie wywołuje szok u przyjezdnych.

Gruzje śmiało można nazwać państwem – news makerem. W życiu politycznym żaden Gruzin nie może się nudzić. Tam jak nie wojna to rewolucja lub rozgromienie opozycji.
Nie jest sekretem, że istnieją diametralnie przeciwległe sobie informacje o tym co się dzieje w Gruzji. Jeżeli rosyjska propaganda przedstawia Gruzję jako imperium, w której narodziła się idea ludobójstwa na Osetyńcach i Abchazach, a jej głowę, psychopatę, prowokującego wojny i jedzącego garnitury, to zachodnie media mówią o demokratyzacji Gruzji na tle agresywnego północnego sąsiada. Zachwiać przekonania jednego lub drugiego obozu jest oczywiście niemożliwe.
Ale można po prostu pojechać do Gruzji i wszystko zobaczyć własnymi oczami. Z Warszawy do Tbilisi są regularne loty. Nawiasem mówiąc na tbiliskim lotnisku nikt nie słyszał nawet o „zielonym” czy „czerwonym” korytarzu. Za to wszyscy pracownicy lotniska są bardzo mili i życzliwi. Poza tym ludzie na ulicach, sprzedawcy w sklepach czy urzędnicy państwowi są również sympatyczni.
Kiedy do władzy doszedł, na początku lat dziewięćdziesiątych, Zviad Gamsachurdija, ludzie popadli w biedę. Był to jednak efekt nie tyle złej działalności prezydenta, ale skutek transformacji ustrojowej. Później opozycja na barykadach wywalczyła prezydencki stołek byłego szefa sowieckigo MSZ, Eduarda Szewardnadze. Podczas władzy tego prezydenta Gruzja ostatecznie utraciła kontrolę już nie tylko nad Osetią, ale także prawie nad całą Abchazją. Jedni obarczają za to winą Szewardnadzego, zaś drudzy rozkładają ręce i mówią: „co on mógł zrobić wobec rosyjskiej machiny wojennej?”. Jednolitego zdania o tutejszej władzy nie mają Gruzini.

Z marzeniami o wspaniałej przyszłości
Wielu przeciętnych Gruzinów do tej pory dobrze wspomina czasy radzieckie. Mówią o edukacji, pracy a także bezpłatnej opiece medycznej. Główną przyczyną przyczyną tych narzekań jest masowe bezrobocie i niskie dochody ludności. Taksówkarz Giwi Mudżir wspomina, że w sowieckiej Gruzji był inżynierem w wielkiej fabryce i zarabiał 200 rubli (wtedy na rynku można było kupić żywność dla rodziny na kilka dni za 5 rubli). Po zamknięciu fabryki stracił pracę. Dzisiaj jego jednodniowy dochód przy 12-o godzinnej pracy oraz wysokich cenach benzyny (2.2 lari / litr, ok. $1.3) to 15 lari. Za piętnaście lari można kupić kilogram wołowiny. Przy tym wizyta u lekarza kosztuje 13 lari. A jeżeli nie daj Boże będzie trzeba jechać do szpitala to jeden dzień przebywania tam kosztuje nie mniej niż 150 lari!
Prace tracą i lekarze. Większość szpitali sprzedano prywatnym firmom. Padł pomysł budowy (traktowany wcześniej jako hasło wyborcze kolejnej ekipy) stu, nowych, publicznych szpitali przez czeskich inwestorów. W zamian jednak bardzo dobrze działa tu drobny biznes. Rozwija się choćby sieć małych pensjonatów wokół Tbilisi oraz w regionach turystycznych. Ogólnie reformy, które przeprowadził Sakaszwili, po gospodarczym zastoju z okresu władzy Szewarnadzego, są bardzo dobre. Opierały się one głównie na prywatyzacji oraz zmniejszeniu znaczenia urzędników. Jednocześnie urzędy mają praktycznie całkowicie wymienioną, w stosunku do poprzednich dziesięciu lat, kadrę. Radykalne reformy objęły także edukację, ochronę zdrowia, prawodawstwo i wiele innych sfer. Urzędnikom zabrano władzę absolutną i poczuł to każdy mieszkaniec Gruzji. To, że tu nie biorą łapówek wywołuje cichy szok u przyjezdnych z posowieckich republik. A nowe budynki komend policji są zbudowane ze szkła. Ma to symbolizować transparentność władzy. Najbardziej podatna na korupcję struktura – policja drogowa – całkowicie się zmieniła, pracują tylko patrole. Pensja pracownika policji jest kilka razy wyższa niż średnia pensja w Gruzji, a kary za korupcje są bardzo duże. Ale jeżeli wierzyć opozycji to korupcja została tylko zatuszowana i ciągle jest obecna lecz w wyższych kręgach władzy. Jednakże sama gruzińska opozycja jest obecnie mocno rozbita i zdemoralizowana, jej liderzy skompromitowali się kontaktami z Rosją i sprowokowani przez policje. Miejscowi opozycjoniści jawnie stracili czas: taktyka ulicznych protestów i podtrzymania ze strony Kremla, które były efektywne w walce z Gamsahurdija, wyglądały na jawny anachronizm w walce Sakaszwilim.

Przezroczystość w dosłownym sensie
Wszyscy przyjeżdżający do Tbilisi twierdzą, że przez ostatnie lata wszystko się diametralnie zmieniło: odrestaurowane stare dzielnice i cerkwie, zbudowane w dzisiejszym stylu ze szkła i betonu. Stare dzielnice są pod ochroną państwa. Budynków zabytkowych nie wolno burzyć. Wręcz przeciwnie, właściciele są zobowiązani do regularnej renowacji.
„Elektryka i bieżąca w woda są całodobowo, mówi nam gospodyni domowa Tamila Tkemaladze, - windy co prawda w domach są płatne. Jadą na górę tylko jeżeli wrzucić 10 tetri (6 centów). Wszystkie ulicy Tbilisi są pokryte asfaltem. W mieście jeżdżą samochody prestiżowych marek. Zbudowano wiele nowych dróg.
Jednakże kiedy chwali się prezydenta mieszkańcy często się uśmiechają: „I po co było wychodzić z ZSRR? Tam wszystko to już było. Przez 20 lat doszliśmy do tego od czego odeszliśmy”.
Poza tym młodzież już jednak nie pamięta ZSRR. I rzadziej w Tbilisi można spotkać młodych ludzi, którzy znają rosyjski za to częściej tych anglojęzycznych. W wywiadzie dla białoruskiej telewizji prezydent Gruzji pysznił się tym, że to już ostatnie pokolenie Gruzinów, które wychowało się na rosyjskiej kulturze. Sądząc po dzisiejszym Tbilisi był niedaleki od istoty sprawy.


Agencja Wydawniczo Reklamowa IKaT Press

wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl