17-01-2011

Wileńska, energetyczna perspektywa

Autor tekstu: Krzysztof Szczepanik
Kategoria: Litwa, Ogólna

Energetyka Litwy wymaga zmian. W Wilnie ciągle mówi się, że trzeba wybudować elektrownie atomową, która zastąpiłaby zamkniętą Ignalinę. Mówi się także o potrzebie budowania mostu energetycznego do Polski. Na razie jednak to tylko słowa, a także działania nieprzychylne zagranicznym inwestorom. Bo jak inaczej nazywać kłody rzucane pod nogi polskiemu „Orlenowi”. Tracą do współpracy z Litwą także cierpliwość jej bałtyccy sąsiedzi: Łotwa i Estonia.

O sprawach tych rozmawiamy z jednym z bardziej znanych litewskich komentatorów ekonomicznych, dziennikarzem dziennika „Lietuvos Rytas” Vakarysem Dauksnisem.

- Jaki jest aktualny stan prac nad realizacją projektu budowy litewskiej elektrowni atomowej. Jak przebiega proces wyłaniania strategicznego inwestora?

- Coraz częściej na Litwie poddaje się w wątpliwość sens budowy nowej elektrowni atomowej. Wszak dostawy energii już teraz zapewniają Rosjanie. A winnego braku budowy zawsze się znajdzie. Choćby w…Polsce. Bo przecież litewska propaganda zdecydowanie sugeruje, że to Polska utrudnia budowę, wysuwając żądania, odnośnie przeznaczonej dla niej wielkości mocy. Mówi się także na Litwie, oskarżycielskim tonem wobec poprzednich rządów, że przecież niewielkim wysiłkiem można było się dogadać z Brukselą na temat kolejnego przełożenia terminu zakończenia pracy starej Ignaliny. Tym bardziej, że jeszcze w latach dziewięćdziesiątych zainstalowano tu, kosztem ponad 100 milionów euro, urządzenia zabezpieczające.

- Plan budowy nowej elektrowni atomowej na Litwie powstał, gdy okazało się, że trzeba będzie zamykać Ignalinę.

- Każdy polityk dużo mówił na ten temat, ale przygotowań do zamknięcia elektrowni i budowy nowej jakoś widać nie było. Pieniądze na rozpoczęcie przygotowań do budowy nowej elektrowni gdzieś się „rozeszły”. Część polityków wtedy bardzo pomagała firmie „Vilniaus Prekyba” – właścicielowi supermarketów „Maksima” – by ta stała się współwłaścicielem jednej ze spółek dystrybucji energii, „Leo LT”. „VP” to firma sponsorów prawie każdej kampanii wyborczej. Nie dziwota więc, że nikt nie protestował, gdy, praktycznie za darmo, „VP” otrzymała także 38% akcji litewskiej części nowej spółki, która miała być budowniczym i eksploatatorem elektrowni atomowej. W tym czasie Jarosław Kaczyński (wtedy premier RP) napisał list do premiera Gedyminasa Kirkilasa z prośbą, by ten nie spieszył się z przedstawianiem parlamentowi litewskiemu projektu ustawy o budowie elektrowni atomowej i poczekał na negocjacje polsko - litewskie w tej sprawie. Litewscy parlamentarzyści nie usłuchali jednak tej prośby. Jeszcze przed przyjazdem Kaczyńskiego przedstawili sejmowi do zatwierdzenia ustawę o budowie elektrowni. Na poprzedzającym głosowanie zebraniu przedstawicieli różnych klubów poselskich Andrius Kubilius, wtedy formalnie w opozycji, stwierdził, że trzeba szybko ustawę przyjmować bo „przyjedzie Kaczyński i będzie naszemu premierowi, Kirkilasowi „wykręcał ręce”. W domyśle przymuszał do polskiej wizji budowy i eksploatacji elektrowni. Obecni na tym spotkaniu zwrócili nawet uwagę, że przecież trudno by Kubilius nazywał „naszym premierem” przedstawiciela głównych przeciwników politycznych.

Po przyjściu na stanowisko ministra energetyki, Arvydasa Sekmokasa, „VP” sprzedała rządowi za 600 milionów litów swoje udziały w firmach energetycznych. Obecnie wokół budowy elektrowni ślimaczy się ileś przetargów na wyłonienie inwestora zagranicznego. Jest to jednak robione jakoś tak bez przekonania. Można mieć wrażenie, że nawet na Litwie jakby przyjęto milcząco, że tej elektrowni jednak nie będzie.

- Sąsiedzi Litwy, zaczynają także powoli wątpić w możliwości powstania nowej elektrowni atomowej na Litwie.

- Powiedział o tym niedawno w wywiadzie prasowym dyrektor łotewskiego Latvenergo, Karlis Nikelson. Łotysze więc już planują rozbudowę własnych, istniejących elektrowni węglowych, wodnych i gazowych. Pozostaje tylko problemem czy, znajdująca się obecnie w bardzo głębokim kryzysie gospodarczym, Łotwa znajdzie pieniądze na koszmarnie drogie inwestycje energetyczne. Na dzień dzisiejszy Latvenergo kupuje dużo energii w Rosji i jakoś nikomu na razie to nie przeszkadza. Na Łotwie widać jednak polaryzację polityczną w podchodzeniu do tematyki energetyki. Przeciwnicy Rosji chcieliby rozbudowy energetyki na bazie węgla kamiennego, zwolennicy Rosji nic nie mają przeciw energii z gazu czy wręcz przywiązania się do rosyjskiego systemu energetycznego. Choć na pewno nikt oficjalnie nie powie o rezygnacji z uczestnictwa w budowie elektrowni na Litwie dopóki sami Litwini nie zrezygnują z tej inwestycji.

Jeśli chodzi natomiast o Estonię to kraj ten jest w dość komfortowej sytuacji energetycznej. Funkcjonuje bowiem nitka mostu energetycznego do Finlandii. Budowana jest druga, dwa razy wydajniejsza. Nie milkną także pragnienia wybudowania (wspólnie z Finami) własnej, maleńkiej siłowni atomowej. Jest już nawet wybrane miejsce, gdzie taka siłownia miałaby powstać. To okolice dawnej sowieckiej bazy wojskowej pod miasteczkiem Paldiski, kilkanaście kilometrów na zachód od Tallina. Władze estońskie rozpoczęły nawet szkolenie własnych specjalistów od energetyki atomowej w uniwersytetach szwajcarskich oraz rozpoczęto przygotowania do wprowadzenia nauczania inżynierów o tej specjalności na kilku szkołach wyższych w samej Estonii. Innym wariantem tego samego rozwiązania byłoby, również promowane, wejście kapitałowe w budowę elektrowni atomowej w Finlandii. Estończycy w kwestii Ignaliny będą także milczeć. Jeśli Estończycy zrezygnują z uczestnictwa w budowie Ignaliny II, to pewnie zrobią to w ostatniej chwili, gdy już ich bilans energetyczny będzie na tyle korzystny, że nie będzie potrzeby szukania jeszcze jednego źródła dostaw elektryczności.

- Idea budowy elektrowni na Litwie to coraz bardziej sprawa polityczna.

- Budowa oznaczałaby udział w inwestycji Polski i zarazem połączenie systemów energetycznych państw nadbałtyckich z Polską i dalej z Europą Zachodnią.  Nikt już jednak teraz nie jest pewien, że oznaczałoby to wzrost niezależności energetycznej. Wszak obecnie także Rosja i Białoruś przedstawiły projekty budowy swoich elektrowni atomowych nieopodal granicy z Litwą. Nie ma to żadnego uzasadnienia w wewnętrznych rynkach tych państw. To jest swoisty wyścig kto pierwszy elektrownię postawi. I potem przedstawi sąsiednim krajom warunki korzystania z niej.

- A tym czasem litewska prezydent jakby powątpiewa w sens budowy siłowni.

- Dalia Grybauskaite powiedziała, że Litwa powinna jeszcze raz dokładnie wyliczyć czy ta inwestycja się w ogóle opłaca. Ponadto warto nadmienić, że obecnie rynek sprzedaży rosyjskiej energii elektrycznej jest na Litwie opanowany przez ludzi z rządzącej partii konserwatywnej. Jest więc co tracić, gdyby jednak elektrownia litewska powstała. W roku 1996 obok państwowego pośrednika w sprzedaży energii „Letuvos Energija”, powstała mała firma „ERC” o kapitale założycielskim 100.000 litów, która otrzymała z rąk „LE” najlepsze kąski, najlepszych klientów. Publicznie tłumaczono to dyrektywami unijnymi, o konieczności zwiększenia konkurencyjności na rynku sprzedaży energii. Głównymi akcjonariuszami firmy została tak zwana „rodzina” czyli kowieńscy działacze partii konserwatywnej. Z Kowna jest też główny konserwatysta litewski – Vytautas Lansbergis. Firma „ERC” potem zmieniała kilka razy swój akcjonariat raz przechodząc w ręce rosyjskie potem wracając do litewskich właścicieli, potem sprzedano ją Norwegom. Potem znów wróciła do Litwinów. Teraz to główny sprzedawca rosyjskiej energii na Litwie jako przedstawiciel RAO JES. W roku 2007 spółka „ERC” założyła w Szwecji firmę SKIND AB z jej litewską częścią SKIND Baltica. Ta spółka także stała się przedstawicielem RAO ES na Litwę. W Finlandii jest RAO Nordic, która ma wielki wpływ na most energetyczny z Finlandii do Estonii. Bez tych firm nie obejdzie się pewnie także budowa mostu energetycznego do …Polski.

- Jak więc wygląda perspektywy powstania mostu energetycznego z RP i kabla morskiego łączącego republiki nadbałtyckie ze Szwecją. Czy Litwini na poważnie rozważają (co sygnalizowały media) zaproszenie do projektu mostu energetycznego z Polską, strony rosyjskiej?

- Teoretycznie to jeden z elementów niezależności energetycznej Litwy. Czy aby jednak na pewno?  Budowa łącznika energetycznego ze Szwecją jest już na etapie uzyskiwania wszelkich możliwych pozwoleń. Na morzu wytyczono przebieg połączenia. Jego powstanie wydaje się więc nieuchronne. Na razie jednak nikt nie może przesądzić, w którą stronę będzie tam energia przesyłana. Oficjalnie na Litwie mówi się, że będzie to zabezpieczenie systemów energetycznych państw nadbałtyckich. Nieoficjalnie coraz głośniej jest o tym, że przy pomocy tego kabla Szwedzi będą kupowali energię rosyjską. Nota bene już teraz, po zamknięciu elektrowni w Ignalinie, bilans energetyczny Litwy jest ratowany przez import energii rosyjskiej.

Zupełnie inaczej wygląda kwestia łącznika z Polską. Tu jak na razie jest tylko wiele słów. Same władze litewskie nie mogą się zdecydować czy chcą elektryczność z Polski importować czy też eksportować energię rosyjską. Bo przecież jeśli rzeczywiście powstanie elektrownia atomowa w obwodzie kaliningradzkim, to gdzieś musi wytworzoną przez siebie energię sprzedawać. I najbardziej logiczny wydaje się kierunek do Polski i dalej na zachód. Bardzo na takie rozwiązanie naciskają Rosjanie. Ponadto na budowę mostu energetycznego do Polski będzie trzeba wyłożyć dużo pieniędzy. Litwa tych pieniędzy nie ma. Czy dostanie z Brukseli, nie wiadomo. Nie należy więc wykluczać, że znów byłyby to pieniądze rosyjskie.

W roku 2000 za czasów poprzedniej kadencji premierowskiej Kubiliusa, bardzo chciał wejść kapitałowo w most energetyczny ENRON. W ciągu dwóch lat ta inwestycja miała być zakończona. Nic takiego jednak się nie stało. Obecnie wiele wskazuje, że minister energetyki Sekmokas, tak jak i jego szef, premier Kubilius znajdują się pod przemożnym wpływem lobby energetycznego, które widzi przyszłość i własne zarobki tylko w Moskwie.  A przecież Rosjanie nie przestrzegają u siebie surowych europejskich standardów ochrony środowiska. Może to doprowadzić do tego, że tylko z tego względu energia rosyjska będzie tańsza od europejskiej, co należy uznać za niezdrową konkurencję.

- Elementem litewskiej polityki energetycznej jest także obecność w tym kraju PKN „Orlen”. Jakie jest nastawienie władz w Wilnie do strategii koncernu w kwestii zakupu od państwa terminalu paliwowego w Kłajpedzie. Jaki są reakcje na doniesienia o możliwej sprzedaży rafinerii i jak się widzi prawdopodobieństwo realizacji takiego scenariusza. W związku z tym jakiej należy oczekiwać taktyki rozmów litewskich władz z kierownictwem polskiej spółki, w tym możliwość ewentualnych ustępstw w spornych obszarach negocjacyjnych. Jakie są litewskie oceny dotyczące przyszłości rafinerii i perspektyw dalszej obecności PKN Orlen na litewskim rynku.

- Chęć wykupienia „Klaipedos Nafta” przez polski koncern jawi się obecnie już nie jako przyczyna całego zamieszania, ale tylko jako jeden z elementów całej rozgrywki.  „Orlen” przyszedł na Litwę w momencie, gdy u władzy była lewica. Oficjalnie wszystkie czynniki polityczne wyrażały zadowolenie z faktu wejścia Polaków do rafinerii. Ale podskórnie widać było, że władzom litewskim nie jest to na rękę. Jakoś lepiej rozmawiało im się z Kazachami z „Kazmunaigaz” czy też z Rosjanami. Potem jednak sytuacja jakby się wyprostowała. W pewnym momencie, praktycznie już była gotowa umowa na sprzedaż części terminalu w Kłajpedzie „Orlenowi”. Potem wszystko zaczęło się komplikować. Co prawda nowy premier, Kubilius był zwolennikiem polubownego załatwienia sprawy, ale jego otoczenie nie podzielało tej opinii. W walce o jak najlepszą cenę za „Klaipedos Nafta”, Litwini zaczęli używać argumentu o strategicznym charakterze terminalu, a Polacy zaczęli sugerować, walcząc o obniżkę ceny „KN”, możliwość sprzedania rafinerii Rosjanom. I nagle cała sprawa nabrała wymiaru politycznego. Teraz będzie z tego bardzo trudno wyjść. Nie należy ciągle wykluczać, że Polski Koncern Naftowy dopuści, na zasadzie akcjonariatu mniejszościowego jakiejś firmy z Rosji. Rosjanom chyba zależy już przede wszystkim na jakimś pakiecie akcji spółki z Możejek, a nie na wpływie na zarządzanie spółką. Oni przede wszystkim chcą pokazać swój triumf także na rosyjskim rynku wewnętrznym. Rosjanie chyba nawet nie maja pomysłu na dalsze ewentualne zarządzanie Możejkami. Przecież ekspansja na zachód rosyjskich koncernów energetycznych to rafinerie w Niemczech, Włoszech i Holandii. Jedyną realną korzyścią przejęcia Możejek byłoby skrócenie i ułatwienie drogi dla ropy do Kaliningradu. Ale przecież to jest raptem jeden milion mieszkańców. A uzależnienie polityczne krajów nadbałtyckich przy pomocy przejęcia rafinerii w Możejkach jest mało prawdopodobne. Trwa więc swoisty pat.

Jednocześnie Arvydas Sekmokas ogłosił niedawno, że zrobi wszystko, by w Kłajpedzie powstał gazo port. To praktycznie wyklucza możliwość kompromisu w sprawie przejęcia przez „Orlen” choćby części „Klaipedos Nafta”. Chyba, żeby zmienił się minister energetyki litewskiej. To jednak melodia raczej nie mniej jak dwóch – trzech lat. „Orlen Lietuva” nie może czekać tak długo. Jakimś wyjściem pewnie byłoby zakupienie całości lub części „Klaipedos Nafta” przez „Orlen Lietuva” z warunkami wpisanymi do kontraktu. To jednak zdecydowanie obniży cenę transakcyjną z czego Litwini doskonale zdają sobie sprawę.

O tym, że w całej sprawie przede wszystkim chodzi o olbrzymie pieniądze świadczy fakt, że nie znajduje się wśród litewskich decydentów, chętnych do rozmowy na temat innego, kompromisowego pomysłu „Orlenu”: sprzedajcie Polakom kawałek wybrzeża w Kłajpedzie, a oni sobie wybudują własny terminal. To by jednak oznaczało katastrofalne straty dla „Klaipedos Nafta” no więc litewscy czynownicy zachowują się tu jak Chińczycy: kiwają głowami na znak, że…słyszą argumenty dyskutanta. Daleka jednak od tego droga do zgody na te argumenty.

- „Orlen” może inwestować także na Łotwie. Tamtejsze wybrzeże jest niewiele dalej od Kłajpedy.

- Skutkiem przejścia „Orlenu” do portów łotewskich byłyby jednak wyższe koszty transportu ropy. Prócz tego straciłyby na tym tak koleje litewskie jak i sam terminal „Klaipedos Nafta”. Zdają sobie z tego sprawę obydwie strony. Tak jak jednocześnie wszyscy zdają sobie sprawę, że wejście do terminalu w Ventspils czy Liepoi byłoby ostateczne, bez praktycznej możliwości powrotu do transportu przez Kłajpedę. To wstrzymuje jednoznaczne deklaracje Wilna, jak i samego koncernu. To tak jakby mieć rewolwer z jedną tylko kulą. Wystrzał i już nie ma innego argumentu. A koleje litewskie wożą towary białoruskie do portu w Kłajpedzie za stawkę w sumie o połowę niższą od tej uiszczanej przez „Orlen”. Bo Białorusini jednoznacznie postawili sprawę: albo wozimy towary po niskiej cenie do Kłajpedy, albo też wieziemy to wszystko do łotewskiego Ventspils.

Obecnie najważniejszym argumentem utrzymującym „Orlen Lietuva” w szponach litewskich kolei jest brak najbliższego połączenia kolejowego (rozebranego cztery lata temu!) z Łotwą. W ten sposób wszelkie dostawy wyrobów naftowych do Łotwy czy Estonii wyjeżdżają z Litwy okrężnym (a więc dużo droższym) połączeniem kolejowym. „Orlen” naciska na odbudowę torów, a litewskie koleje niby obiecują to, ale jakoś nie mogą się zagrać do roboty. Przeciw rozebraniu tej linii kolejowej protestują także mieszkańcy okolicznych miejscowości mający utrudnioną komunikację. Sprawa budowy tego szlaku ciągle jest jednak na etapie dyskusji planistycznych. Wedle bardzo nieśmiałych zapowiedzi odbudowa tego 20 – kilometrowego odcinka torów ma trwać jeszcze trzy lata. To chyba światowy rekord opieszałości. Niektórzy komentatorzy nawet wręcz mówią, że ta gra pozorów zakończy się prędzej czy później ostateczną rezygnacją z odbudowy linii.

- Łotwa jawi się jako naturalny kierunek ekspansji inwestycyjnej polskiego koncernu.

- W czasach sowieckich zapleczem portowym Możejek była wcale nie Kłajpeda, a właśnie łotewski Ventspils. Rurociąg z głębi Rosji do Ventspilsu przebiega także przez Możejki. Ponadto ropa była wtedy także transportowana, po przeróbce w Możejkach, koleją do portu ryskiego. Obecnie więc w stolicy Łotwy znów jest rozbudowywany terminal naftowy, jakby przygotowujący się na transporty z Litwy. Ponadto w porcie stolicy Łotwy ma odbywać się przeładunek ropy eksportowanej z białoruskich rafinerii w Mozyrze i Nowopołocku. Łotewski kierunek może być więc także dla „Orlen Lietuva” realną alternatywą, a nie tylko straszakiem na władze litewskie. Zachęcają też „Orlen” do budowy terminalu u siebie władze portowej, łotewskiej Liepoi, gdzie nawet jest wolna strefa ekonomiczna o znacznych ulgach podatkowych. A ponadto z dwóch nitek rurociągu z Rosji do Ventspils przez Możejki nie działa tylko jedna – ta transportująca benzynę. Olej napędowy bez przeszkód jest transportowany drugą nitką. Wszystko jakby czeka (wedle łotewskich komentatorów ekonomicznych) do rozpoczęcia rozmów przez „Orlen Lietuva”. Obecnie właścicielem łotewskich rurociągów jest spółka gdzie 66% akcji należy do Ventspils Nafta, a 33% do rosyjskiego „Transnieftprodukt”. Przy czym nie jest do końca jasne jak rozkładają się akcje w samym Ventspils Nafta. Tam formalnie właścicielami są jakieś dziwne spółki z krajów – rajów podatkowych o nieznanych właścicielach.

- Czy istnieje realna groźba wstrzymania przez Rosję morskich dostaw ropy naftowej do Możejek?

- Chyba jest to raczej mało prawdopodobne. „Orlen” to największy w Europie importer rosyjskiej ropy. Nie można sobie aż tak igrać z takim klientem. Bo przecież morzem ropa może przyjść do Możejek czy też Gdańska nie tylko z Rosji. A zakupy spotowe w Rotterdamie bywają nawet sporo tańsze od długoletnich kontraktów. Po świecie bowiem obecnie pływa sporo tankowców, których zawartość po drodze po kilka razy zmienia swojego właściciela. Nic nie stoi na przeszkodzie by w ten sposób, w przypadku jakichś perturbacji kupować ropę dla Możejek. Takie wstrzymanie dostaw byłoby też trudne technicznie. „Orlen” bowiem czyni zakupy centralnie dla wszystkich swoich rafinerii i dopiero po wypłynięciu statku zapada decyzja gdzie on płynie.

- Czy widoczne jest zainteresowanie Litwy ewentualną budową łącznika gazowego z RP oraz przyszłym importem gazu ziemnego z Polski lub z UE - tranzytem przez RP.

- Premier Litwy Andrius Kubilius zapowiedział ostatnio, że będzie wnioskował przed sejmem by ten nową ustawą o bezpieczeństwie energetycznym wymusił na „Lietuvos Dujos”  budowę łącznika gazowego z Polską. Bo jak na razie litewski monopolista gazowy (czyli właśnie „Lietuvos Dujos”) wcale nie ma w planie takich inwestycji. Pewnie jest to także spowodowane tym, że firmę kontroluje rosyjski „Gazprom”, któremu żaden łącznik z Polską nie jest na rękę. Wspólnikiem „Gazpromu” w „Lietuvos Dujos” jest spółka „Dujotekana”, również kontrolowana przez „Gazprom”. „Dujotekana” solidarnie sponsorowała do tej pory wszystkie najważniejsze partie polityczne na Litwie. Ponadto była kojarzona z pomocą dla mniejszości rosyjskiej. To spowodowało, że spółka ma zły odbiór na Litwie. Stąd już teraz się mówi, że Rosjanie będą ją wymieniali na jakąś inną, nową spółkę, nie skażoną żadnymi grzechami wobec Litwinów. Może to być choćby spółka – właściciel kowieńskiej elektrowni gazowej. Tam bowiem też jako współwłaściciel widnieje…”Gazprom”.

Głośno się także stało o potencjalnym eksporcie gazu z nowych polskich źródeł. Na razie jednak podkreśla się, że realne wykorzystanie tych zapasów będzie pewnie możliwe za nie mniej jak pięć lat. To mocno studzi komentarze odnośnie potencjalnego uniezależnienia się od rosyjskiego, gazowego uzależnienia.

- Wspominał pan wcześniej o możliwości budowy przez Litwę własnego gazo portu.

- Ta budowa to przede wszystkim ambicje ministra Sekmokasa, którego nawet nie zraża argument, że nie da na ten projekt pieniędzy Bruksela. Minister, uważany na Litwie za człowieka uczciwego i ideowego wymyślił, że namówi na tę inwestycję wielki biznes. Zależy na tej inwestycji także Bronislovasovi Lubysovi, właścicielowi zakładów produkcji nawozów sztucznych w Jonawie. Wstępnie miała powstać spółka gdzie Lubys miałby 20% akcji, a „Klaipedos Nafta” 80%. Tyle, że na odległość można tu też wyczuć inwestorów rosyjskich. Bo to z rosyjskiego gazu Lubys wytwarza nawozy sztuczne. Chyba, że Lubys chciałby się uniezależnić od Rosjan. Bardziej jednak prawdopodobne są inne motywacje szefa „Achemy” – poprzez szybkie wybudowanie terminala w jakimś tam sposób byłaby blokowana budowa terminala w Świnoujściu.

Nie wszystkim w Wilnie pomysł budowy terminala się spodobał. Lubys był więc mocno kontrolowany przez prokuraturę i służby specjalne. Chciano mu udowodnić, że to od początku do końca rosyjski pomysł i pieniądze. Dochodzenie zakończyło się niczym, ale opóźniło budowę terminalu. Budowa gazo portu to zaś swoisty lobbing za tym by władze Litwy wyłożyły pieniądze na budowę terminala. Bo wiadomo, że samego Lubysa na taką inwestycję nie stać, a Rosjanie nie mogą przecież otwarcie wejść w finansowanie projektu. Lubys zamawiał nawet analizę opłacalności gazo portu. W międzyczasie jednak twórców ekspertyzy zaczęli naciskać przedstawiciele litewskich służb specjalnych, by ci zrezygnowali z pracy na rzecz Lubysa. Raport nie został więc ukończony.  Obecnie pomysł budowy gazo portu utknął w kolejnych dyskusjach. Sekmokas zaczął roić, że może znajdzie do niego inwestora na zachodzie, a może nawet i w Polsce. Nie jest więc wykluczone, że to „Orlen” dostanie propozycję budowy małego gazo portu, a w zamian dostanie akcje „Klaipedos Nafta”.

Rozmawiał: Krzysztof Szczepanik


Agencja Wydawniczo Reklamowa IKaT Press

wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl