13-07-2018

Europa czy Rosja – Naftohaz na rozdrożu

Autor tekstu: Krzysztof Szczepanik
Kategoria: Ogólna, Ukraina

Unbundling gazowy to obecnie unijny standard – rozdzielenie transportu surowca od jego sprzedawcy. Taka zasada ma bronić Europejczyków od szkodliwych monopoli. Zasady unbundlingu zgodziły się także wprowadzać państwa aplikujące do Unii. Między innymi Ukraina.  Jak się więc ma ten unbundlig na Ukrainie. Pytam o to jednego z bardziej tu znanych analityków rynku gazu, Wołodymyra Omelczenkę z kijowskiego instytutu Razumkowa.

- To prawo uderza przede wszystkim ukraińskiego monopolistę gazowego,  Naftohaz. Menedżerowie z tej firmy nie są entuzjastami europejskich zasad. Starają się więc te zmiany jak najbardziej odwlec. Do tej pory najważniejszą linią propagandową Naftohazu był spór sądowy z Gazpromem. Bo lepiej było w tym sporze (nota bene wygranym przez stronę ukraińską) występować z pozycji wielkiej firmy.

Kolejnym argumentem, w przekonywaniu Europy do dalszych opóźnień we wprowadzaniu unbundlingu, pozostaje sytuacja wokół Nord Stream II oraz potencjalnej umowy z Gazpromem o tranzycie gazu przez Ukrainę. Bo stara umowa jest ważna do roku 2019. Zawarły ją Gazprom z Naftohazem. Rozdzielanie teraz struktury ukraińskiej firmy mogłoby posłużyć Gazpromowi jako pretekst do wcześniejszego zerwania umowy.

Obecnie główna linia propagandowa będzie więc szła w kierunku wykazania, że najlepszym wariantem undunblingu byłoby przyciągnięcie jakiegoś poważnego inwestora europejskiego. Dopóki zaś takowy by się nie znalazł to i sam undunbling byłby zawieszony.

Będą też przedstawiane przykłady z Francji. Tam bowiem rozdział pomiędzy transport, wydobycie, zakupy nie został dokonany. Komisja Europejska uznała, że warunkom undundlingu odpowiada fakt, iż co prawda we Francji cały sektor jest prowadzony w ramach jednej firmy, ale jednocześnie funkcjonuje przy firmie, niezależna od menedżerów, komisja nadzorcza. Podobna sytuacja występuje też w Niemczech. I też Bruksela zgodziła się na identyczne rozwiązanie jak we Francji.

- To są tylko tezy. Jak mają trafić do brukselskich decydentów.

- Naftohaz do momentu wyjaśnienia kwestii unbundlingu będzie w Brukseli prowadził  aktywną działalność lobbystyczną, mającą przekonać eurokratów oraz euro parlamentarzystów do tychże tez. Strona ukraińska będzie chciała przedstawić Gazprom jako eksportera … korupcji. To ma przekonać Europejczyków do wielkiej ostrożności w kontaktach z rosyjskim gigantem. Samym szczytem tej góry korupcji jest oczywiście zatrudnienie w Gazpromie Gerharda Schroedera. Ukraińcy będą chcieli wykazać, że za Niemcem idzie jeszcze wiele osób opłacanych z kasy Gazpromu tylko po to by można powiększać liczbę zwolenników rosyjskiego koncernu.

Naftohaz założył w Brukseli swoje przedstawicielstwo. To ma być główna linia lobbingu ukraińskiej firmy w stolicy Unii. Argumenty zaś mają dostarczać firmy analityczne z Kijowa.    Bardzo często też w Brukseli pokazuje się Jurij Vitrenko – jeden z dyrektorów w Naftohazie.  

 

- Ukraiński parlament przegłosował ustawę deregulacyjną, mającą w założeniu ułatwiać uzyskanie licencji na wydobycie węglowodorów. Te ułatwienia miałyby także dotyczyć firm zagranicznych.

- Ustawa ustawą, ale trudno uwierzyć w jakiekolwiek realne zmiany wynikające z nowego prawa, przed wyborami prezydenckimi oraz parlamentarnymi. Sama ustawa to ukłon w kierunku firm zachodnich. Dokument zakłada przede wszystkim zmniejszenie ilości wymogów formalnych, przy staraniu się o licencję na wydobycie surowców. Cały proces może jednak bardzo utrudnić lokalny samorząd. Bo ten organ też będzie mógł współdecydować o wydaniu (bądź nie) licencji wydobywczej. Ostatni przykład to wielokrotny brak zgody samorządu w Połtawie dla poszukiwań gazowych, dla jednej z firm ukraińskich. Tenże samorząd chciałby po prostu wymusić od potencjalnych wydobywających gaz na ich terytorium większej wpłaty do budżetu lokalnego. Tym bardziej więc trudno sobie wyobrazić, że jakaś firma zachodnia będzie chciała samodzielnie uzyskać prawo do wydobycia ukraińskiego gazu. Raczej będzie to powiązane z poszukiwaniem partnera ukraińskiego, który wziąłby na siebie obchodzenie wszelkich raf i kosztów. Bo przecież zgoda samorządu też …kosztuje. Przy czym jest mało prawdopodobne, by na Ukrainę wrócili wielcy gracze typu Shell czy Exonmobil. Bo oni dopiero co z Ukrainy wyszli. Ponadto, wedle geologów, trudno obecnie spodziewać się jakichś poważnych odkryć nowych miejsc, gdzie występuje ropa czy gaz. Największy więc pewnie ruch będzie występował nie przy wydawaniu nowych licencji, ale przy zmianach właścicielskich, tych rozpoznanych już pokładów. Nadal pewnie przodował będzie w poszukiwaniach i eksploatacji (poprzez swoje spółki - córki), Naftohaz. To miałby być taki model norweski, gdzie w 37% państwowy Statoil nie tylko dba o zyski firmy, ale także jest zmuszony, poprzez odpowiednie ustawodawstwo, dbać o rozwój innowacyjności, przekazuje pieniądze na fundusze emerytalne i inne. Do tego Naftohaz musiałby ostatecznie pozbyć się jakichkolwiek podejrzeń (do niedawna bardzo powszechnych) o udział w korupcji politycznej. Gwarantem, że powrotu do udziału w procederze korupcyjnym nie ma, byłaby sprzedaż akcji na giełdach światowych. To zmusiłoby koncern do pełnej przezroczystości, tak pożądanej w zachodnim świecie kapitału.

Ta idea jest co prawda znana w kręgach polityków tyle, że oni ciągle żyją w innym schemacie myślowym: niech tu przychodzą zachodnie firmy, niech inwestują w miejsca wydobycia węglowodorów, ale potem niech rozdają gaz ludziom za darmo, albo za jakąś symboliczną, znaną z czasów sowieckich, cenę.

Istotną zmianą dla chętnych do wydobywania ukraińskich węglowodorów wydaje się natomiast zmiana systemu opłat. Do tej pory ona była procentowa od ilości pozyskanego surowca. Teraz ma być kwotowa.

- Obecnie za najbardziej gorący temat w dyskusjach europejsko – ukraińsko – rosyjskich uważa się potencjalny tranzyt gazu (lub jego brak) przez Ukrainę do Krajów Unii. Czy elementem ukraińskiego nacisku na Rosjan ma być korzystny dla Naftohazu wyrok sztokholmskiego arbitrażu.

- Za mało prawdopodobne uważa się szybkie rozpoczęcie przez Naftohaz realnych działań mających za cel egzekucję nałożonej w Sztokholmie kary na Gazprom. To raczej będzie element nacisku na rosyjskiego giganta, element niezbędny przy kolejnych rundach negocjacji dotyczących tak dostaw (potencjalnych) gazu na Ukrainę jak i wielkości tranzytu przez Ukrainę do Europy Zachodniej.

Naftohaz naciska, by jakiekolwiek rozmowy z Gazpromem były prowadzone pod auspicjami Komisji Europejskiej. Bo taką taktykę ukraiński koncern przyjął już od roku 2014. Przy czym Naftohaz przyjął taktykę straszenia Rosjan podwyżkami cen za tranzyt, w przypadku zmniejszenia ilości gazu rosyjskiego w ukraińskich gazociągach. Obecnie jest to 3.6 USD za 1000 metrów sześciennych i 100 kilometrów transportu.  Podwyżka miałaby doprowadzić tę cenę do 7 USD za tę samą odległość i tę samą objętość transportu. Są też szacunki, że kwota ta powinna dojść do 12 USD za 100 kilometrów. Taka podwyżka taryf byłaby wytłumaczalna, gdyby wielkość tranzytu gazu spadła poniżej 40 miliardów metrów sześciennych na rok.

Elementem nacisku na Gazprom może być także ogłoszenie przetargu wśród europejskich traderów gazowych na transport rosyjskiego gazu, przez Ukrainę do krajów Unii. Wtedy bowiem w procesie negocjacyjnym nagle by się także pojawił partner europejski. To jednak wymagałoby wprowadzenia jak najszybciej unbundlingu do ukraińskiej sieci gazowej. Ponadto dla Europejczyków zachętą do ewentualnego udziału w prywatyzacji ukraińskiego tranzytowego sektora gazowego miałaby być możliwość wykupienia udziałów w tutejszych podziemnych magazynach gazu.

Generalna linia negocjacyjna Naftohazu jest więc taka: przy małej ilości transportowanego gazu muszą wzrosnąć także ceny za tranzyt. Inaczej strona ukraińska musiałaby do tego dopłacać. W Naftohazie uważają, że jest to celny argument. Wedle nich Rosjanie, nawet gdyby ułożyli Nord Stream II i „Turecki Potok” to i tak nie zdołają tymi liniami wypełnić kontrakty do Europy. Potrzebne będzie uzupełnienie tranzytu o magistrale ukraińskie.

Gdyby powstał Nord Stream II to Gazprom tym szlakiem by transportował około 50 miliardów metrów sześciennych surowca rocznie. Tureckim potokiem będzie można transportować około 20 miliardów metrów sześciennych gazu. Pozostaje około 20 - 30 miliardów metrów sześciennych. I tyle pewnie Gazprom będzie transportował przez Ukrainę. Chyba, że któryś z gazociągów obchodzących Ukrainę jednak nie powstanie!

W Kijowie bardzo liczą na to, iż Angela Merkel potraktuje poważnie swoje własne słowa o tym, że ukraińskie gazociągi, niezależnie od tego czy Nord Stream II powstanie, powinny mieć możliwość transportować do krajów Unii takie ilości gazu, które by chociaż pozwalały na utrzymanie szlaków bez potrzeby dopłacania do ich funkcjonowania. Wedle strony ukraińskiej musi to być co najmniej 40 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Obecnie tą drogą jest przesyłane około 90 – 100 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. W sumie zaś ukraińskie gazociągi tranzytowe mogę przepuścić rocznie nawet 140 miliardów gazu rocznie. Gdyby jednak Rosjanie rzeczywiście zmniejszyli tranzyt przez Ukrainę to trzeba by wyłączyć na stałe część instalacji transportujących paliwo. To by oznaczało brak możliwości ich wykorzystywania w razie jakichkolwiek problemów technicznych z transportem przez Nord Stream II.

- Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Szczepanik

Chętni do kontaktu z autorem mogą pisać na adres: info@razumkov.org.ua


Agencja Wydawniczo Reklamowa IKaT Press

wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl