20-07-2015

O rosyjskiej duszy

Autor tekstu: Krzysztof Szczepanik
Kategoria: Rosja, Ogólna
W wielu Polakach drzemią jakieś stare sentymenty, odnośnie Rosjan. Stąd, miła sercu wielu, fraza, „to wspaniały naród tylko władza do kitu”. Jakbyśmy zapominali, że jednak ta władza wyrasta z tegoż właśnie narodu. Oczywiście procedury demokratyczne tam zawodzą, ale przecież i jakoś nie spotyka się to z oporem zwykłych Rosjan. W przeciwieństwie choćby do Ukraińców…

Rosjanie ciągle myślą (w większości) kategoriami imperium. A przecież wielkie mocarstwo (wedle tych Rosjan) ma prawo budować swoją strefę wpływów. Jeśli zaś Ukraińcy (a przynajmniej ich większość) wcale nie mają ochoty być częścią nowego ZSRR, to tylko gorzej dla nich. Moskiewskie władze czują się więc bardzo silne, poparciem ogółu Rosjan.
Mitem są także jakieś tendencje separatystyczne poszczególnych, oddalonych od centrum, regionów. O nastrojach panujących, choćby w graniczącym z Polską Obwodzie Kaliningradzkim, świadczą komentarze na tutejszych portalach internetowych. Generalnie są one pozytywne dla obecnej linii władz. O przyczynach nowej „zimnej wojny” pisze się jednoznacznie – NATO jest agresorem na Ukrainie i my się tylko bronimy. Nikt nie zawraca sobie głowy tym, że przecież rewolucja na Majdanie niekoniecznie została przywitana z radością w Europie. Zadziwiające jest jeszcze coś innego. Oto na tychże forach trwają nieograniczone narzekania na mizerię życia w Rosji, na korupcję, samowolę urzędników… Tyle, że nikt nie wiąże tego z samym systemem tutejszej władzy. Aktualna więc jest ciągle teza o dobrym carze (Władimirze Władimirowiczu) i jego złych urzędnikach.

W Kaliningradzie działała kiedyś (na przełomie wieków) regionalna, Bałtycka Partia, pod przywództwem Sergeja Paśko. Głosiła ona, bardzo umiarkowane, hasła autonomizacji obwodu. Miałby on być ciągle częścią Rosji, ale zarazem mógłby zostać także członkiem Unii Europejskiej. Czy taka dziwna konstrukcja miałaby szansę dogadać się z Brukselą, to już oddzielna rozmowa. Faktem jest jednak, że lokalne władze, w połowie ubiegłego dziesięciolecia, wybiły (niektórzy mówią, że w sposób dosłowny) Paśce te separatystyczne plany z głowy.

Teraz, jeśli się rozmawia o niezależności regionu od Moskwy, z obecnymi kaliningradzkimi opozycjonistami, Solomonem Ginzburgiem, Konstantinem Doroszokiem czy też Vytautasem Lopatą, to słychać już tylko bardzo delikatne sugestie odnośnie jakichś minimalnych swobód ekonomicznych. I nic ponadto. Bo co prawda, w Obwodzie Kaliningradzkim, ostatnie wybory parlamentarne putinowska Jedna Rosja przegrała, ale zwycięzcą była ortodoksyjna partia rosyjskich … komunistów. To dobitnie pokazuje tutejsze nastroje społeczne. Europę się traktuje w Kaliningradzie co najwyżej jako miejsce zakupów (w Polsce czy na Litwie), a nie wzór do naśladowania. Co prawda miejscowi dziennikarze lubią podkreślać, że dla nich wzorem rozwoju nie jest jakiś Psków czy nawet Petersburg tylko Gdańsk lub Olsztyn, a czasami Kłajpeda. Ale zaraz, ciż sami dziennikarze, powtarzają, że Polska z Rosją powinny stanowić jądro słowiańskiej przestrzeni polityczno – gospodarczej. Do tego tworu oczywiście powinny dołączyć państwa bałtyckie z Litwą na czele. Oczywiście pod przywództwem Moskwy i pewnie Putina.

Kaliningradzka ulica zaś ma wiele żali do Polaków czy Litwinów, na zasadzie: mogliście się z nami dogadać i byłoby wszystko OK. To, dogadać, oznacza jednoznacznie przyjęcie warunków Rosji, wystąpienie z Unii Europejskiej, a przede wszystkim z NATO. Bo przecież wielkie mocarstwo nie może sobie pozwolić na partnerskie rozmowy z jakąś Polską czy tym bardziej z Litwą. Nie przemawia do tych ludzi nawet fakt, że rosyjski eksport, po odliczeniu sprzedaży ropy i gazu, jest mniejszy niźli eksport polski. To dowodzi (ale nie Rosjanom), że ekonomiczna siła Rosji jest mocno ograniczona. Jednocześnie jakiekolwiek polemiki z rosyjskimi politykami, naukowcami, dziennikarzami… kończą się stwierdzeniem: „nie zgadzacie się z nami, bo jesteście rusofobami”. To słowo, „wytrych”, mające zastąpić jakąkolwiek rozsądną polemikę. Tym sposobem Rosjanie biadolą ilu to ich jeńców umarło w polskiej niewoli, w roku 1920, a jednocześnie nie chcą przyjąć do wiadomości, że o wiele więcej polskich jeńców, w tym samym roku, zmarło w ich obozach. Bo po co dyskutować z jakimiś …. Rusofobami.

Bo w Rosji ciągle rządzą demony, imperialnej, przeszłości. Wielu specjalistów – politologów, wręcz porównuje sytuację Rosji do tej jaka panowała w Niemczech po zakończeniu I wojny światowej. Czyli rozżalenie, poczucie zdrady. Nikt w Moskwie, czy nawet Kaliningradzie, nie chce zrozumieć, że Gorbaczow nie zdradził w roku 1991, wielkiego ZSRR, tylko podpisał akt jego kapitulacji, w przegranej wojnie ekonomicznej z Zachodem. A fakt, że w socjalizmie wszyscy mieli zapewniony jakiś socjal oznacza tylko, że ten ustrój już dłużej trwać nie mógł. Bo właśnie między innymi, te socjale (prócz gigantycznych wydatków zbrojeniowych) go wykończyły. Niewielu też kojarzy, że Niemcy wyleczyły się ze złudzeń, po I wojnie światowej, dopiero klęską w wojnie następnej. Należy mieć nadzieję, że Rosjanie (wzorem Niemców) nie oczekują wyleczenia swoich kompleksów poprzez następną wojnę.

Przynajmniej na razie nie zanosi się na jakiś przełom w rosyjskim (także kaliningradzkim!) pojmowaniu świata. Oni (jak powiedziała Angela Merkel o Władimirze Putinie) żyją w innym, schizofrenicznym, świecie. Rezultat zaś jest taki: Kaliningrad długo jeszcze pozostanie Kaliningradem. Królewiec czy też Koenigsberg to melodia raczej odległej przyszłości. A dla Rosjanina ciągle ważniejsze będzie, od jego indywidualnego bogactwa, to czy świat się jego kraju boi.

 

Krzysztof Szczepanik

 


Agencja Wydawniczo Reklamowa IKaT Press

wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl