06-03-2014

Ukraina w kłopotach, ale z nadzieją

Autor tekstu: Krzysztof Szczepanik
Kategoria: Ukraina, Ogólna

Agresja rosyjska na Ukrainę podważa nasze, polskie poczucie bezpieczeństwa. Podważa też, w oczach wielu, szansę państwa ukraińskiego na dołączenie do struktur europejskich. Bo nie wolno wykluczyć, że Putin za wszelką cenę będzie chciał w tym przeszkodzić.

 

Jakież więc można nakreślić scenariusze dla Ukrainy. Głowią się nad tym politolodzy z Europy czy USA. Nie włączam do tego grona naukowców z Moskwy bo ci akurat (występujący nader często w rosyjskich kanałach TV) może i są reprezentantami nauki, ale chyba (w zdecydowanej większości!!) można by było im przyznać Nagrody Nobla w … tworzeniu szumu informacyjnego i kreowaniu figur politologicznych, które i tak potem okazują się co najwyżej jakimiś potworkami propagandowymi, jakich nawet Joseph G. pewnie by się nie powstydził. Ot choćby uzasadnianie (do upadłego), że na Krymie niema rosyjskich żołnierzy, choć cały świat widzi coś zupełnie innego. Podobnie można ocenić stwierdzenia Putina – natychmiast poparte przez moskiewskich koryfeuszy tamtejszej politologii i „dziennikarstwa” – o szkoleniach uczestników Majdanu w Polsce czy na Litwie. Dziełem „specjalistów” z Moskwy jest również tworzenie zbitki słów: Majdan – nacjonalizm –faszyzm. To bowiem pięknie wpisuje się w całą linię propagandową, gdy nic nie trzeba udowadniać. Wystarczy rzucić kilka epitetów. Ostatnim wynalazkiem specjalistów z Moskwy jest przeinaczenie słów estońskiego szefa MSZ, który miał (wedle tych propagandystów) powiedzieć, iż na Majdanie strzelający do demonstrantów snajperzy byli wynajęci przez …sam Majdan.

Analizując sytuację na Ukrainie nie można wykluczyć zupełnie przyziemnych intencji Putina. Wszak polityka, mimo zupełnie innych wyobrażeń szarych obywateli, to, w większości, wcale nie tworzenie jakichś zawiłych figur i intryg. Bardzo często to tylko naprawianie starych błędów. A takim błędem (z punktu widzenia Putina) wydaje się „odpuszczenie” Majdanu. Prezydent Rosji do końca wierzył, iż nad wszystkim zapanuje Janukowycz. Zaprowadzi spokój. Choćby miał to być spokój cmentarny. Gdyby tak się stało (Putin wyrażał na swojej słynnej już konferencji prasowej w Moskwie, zarzut do Janukowycza, że ten nie potrafił zapanować nad demonstrantami), to ówczesny prezydent Ukrainy byłby tylko słabą kreaturką, całkowicie zależną od Moskwy i zarazem izolowaną na Zachodzie. Ten scenariusz jednak nie wyszedł rosyjskim socjotechnikom. Rosja poniosła na Majdanie dotkliwą klęskę wizerunkową. I jeszcze może by to Putin przeżył, w kontekście stosunków międzynarodowych, to trudno było mu się do tej klęski przyznać przed własnymi poddanymi. Wierzącymi w te wszystkie bzdury o faszystach, zachodnich intrygach, biednych berkutowcach etc.

Jedynym realnym scenariuszem przywrócenia rosyjskiego „porządku” na Ukrainie było uderzenie regiony, gdzie ludność rosyjskojęzyczna stanowi znaczący procent. Okazało się, że jedynym takim miejscem, gdzie wojska rosyjskie mogłyby być przyjęte z zadowoleniem, był Krym. Nawet wschodniej Ukrainy Putin bowiem nie był pewien. Jak się potem okazało, absolutnie słusznie. Oczywiście Putin wolałby „buntu” samych Krymczan. Na Krymie nie było widać jednak zbyt wielu chętnych do wszczynania antykijowskich burd. No to trzeba było jakoś to zainscenizować. Stąd na półwyspie nagle pojawiły się oddziały „krymskiej samoobrony” odziane w uniformy, jakoś dziwnie przypominające mundury rosyjskiej armii. „Misję stabilizacyjną” rozpoczęły też zagony stacjonującej w Sewastopolu, rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Rychło wyłoniono (z grona znanych tu aferzystów) nowy „rząd krymski”. Oczywiście pozostaje zawsze pytaniem dlaczego tak pasywnie zachowują się siły ukraińskie również stacjonujące na Krymie. Trzeba więc pamiętać o wielkiej dysproporcji sił po obydwu stronach. Ponadto jakiekolwiek starcia mogłyby, z punktu widzenia władz w Kijowie, doprowadzić do ofiar i do sytuacji w sumie nieodwracalnej. Na ofiarach (po stronie ukraińskiej) jednak nie zależy (o ironio) także Rosjanom. Bo przecież oni grają o całą Ukrainę, w której Krym byłby ciągłym koniem trojańskim W Moskwie najprawdopodobniej liczą, że władze w Kijowie będą tak sparaliżowane dogmatem o jedności państwa, iż zgodzą się na wszelkie ustępstwa wobec Krymu (a właściwie Rosji), byle tylko tę jedność zachować. A wtedy znów będzie można stawiać warunek: jedność tak, ale tylko w strukturach tworzonych przez Rosję i jak najdalej od Unii Europejskiej, a już od NATO tym bardziej. Ponadto z rządem, który uzyska autoryzację w Moskwie.

Do zwiększenia „siły argumentów” Rosji niewątpliwie bardzo by się przydał jakiś widowiskowy bunt we wschodnich i południowych, rosyjskojęzycznych regionach kraju. To jednak okazuje się nie takie proste. Rosjanie nie odważyli się wysłać tam kolejnych sił „samoobrony” (tych ubranych w, dziwnie podobne do rosyjskich, mundury). A autobusy z „turystami” z Rosji jakoś nie mogą przekonać (jak na razie) mieszkańców tych rejonów do zdecydowanie antykijowskich wystąpień.

Czegóż więc się spodziewać w najbliższej przyszłości. Chyba przede wszystkim dalszych intryg rosyjskich. Dalszego utrzymywania napięcia. Tak by zachować szanse na zatrzymanie Ukrainy we własnej, rosyjskiej strefie wpływów. Zakładając jednak silny nacisk zachodu na wojowniczego autokratę, Włodzimierza P., to pewnie w Moskwie nie zdecydują się na otwartą konfrontację. Będą liczyli natomiast na zmęczenie społeczeństwa Ukrainy. Jakieś kolejne blokady gospodarcze itp. Nie należy w takim przypadku także wykluczać prób uczynienia, przez Rosję, z Krymu drugiej Abchazji. O tym świadczy choćby najnowsza decyzja o referendum na Krymie naznaczonym na 16 marca. To zawsze lepsze niźli oddanie pola. A więc teraz przed wielką odpowiedzialnością stoi Unia Europejska oraz NATO. Sojusz powinien utrzymywać Rosjan w niepewności odnośnie jakiejkolwiek próby militarnej. Unia zaś musi (jeśli chce mieć jako wiarygodnego sąsiada) sypnąć pieniądzem. Tak, by choćby pensje urzędnicze czy emerytury były wypłacane na czas. Jednocześnie pieniądze europejskie muszą być kierowane na niezbędne reformy strukturalne, całej ukraińskiej gospodarki. Powinno to być jednak dozowane spokojnie, niezbyt dużymi kwotami, przy wmontowanych (za zgodą władz ukraińskich!) mechanizmach, pozwalających na transparentność wydawania tych kwot. Niezbędne jest też jak najszybsze podpisanie z Ukrainą umowy o ruchu bezwizowym z Unią Europejską. To byłaby taka szybka nagroda za wierność europejskim ideałom.

Pewnie możliwość realizacji tego scenariusza widzą także i Rosjanie. Mimo więc wielu intryg, które będą chcieli wprowadzać w życie na Ukrainie, nie jest wykluczone, że Moskwa uzna jednak swoją przegraną na Ukrainie. By jednak ogłosić sukces, choćby przed własnymi obywatelami, Moskwa nie ustąpi w jednym punkcie: szersza autonomia dla Krymu. Tyle, że obecny premier Ukrainy, Arsenij Jaceniuk też to obiecuje.

Jest jeszcze jeden słaby punkt tej ukraińskiej rewolucji: oligarchowie. Czy staną się nagle grupą proeuropejską, czy potrafią się samoograniczyć w dążeniach do zarabiania pieniędzy, dzięki konszachtom z władzami. Z jednej strony trudno się wyrzekać czegoś co się ma, ale z drugiej strony chyba już nawet oligarchowie ukraińscy (na czele z Rinatem Achmetowem) doszli do wniosku, że lepiej być biznesmenem niźli …oligarchą. Oby to okazało się rzeczywistością.

Krzysztof Szczepanik


Agencja Wydawniczo Reklamowa IKaT Press

wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl