28-11-2013

O europejskich wartościach i nie tylko

Autor tekstu: Krzysztof Szczepanik
Kategoria: Ogólna, Ukraina
Ukraina poza Europą, klęska Unii – tego rodzaju tytuły zagościły w wielu mediach, po rezygnacji, przez władze w Kijowie, podpisania z Unią, na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie, umowy stowarzyszeniowej. Czy słuszne były te alarmistyczne tezy europejskich mediów?

Mam wrażenie, że to stwierdzenia mocno na wyrost. Władze Ukrainy nadal przecież mogą negocjować stowarzyszenie, a w dalszej perspektywie członkostwo w Unii. A że będzie to już mocno opóźnione – cóż, taka była decyzja władz Ukrainy.
Czy więc wileński szczyt Partnerstwa Wschodniego ma jakikolwiek sens, po tym jak Ukraina zrezygnowała z umowy stowarzyszeniowej, o czym zresztą wielu komentatorów lamentuje? Mam wrażenie, że to bardzo dziwne stawianie sprawy. Wszak Partnerstwo Wschodnie ma nadal swój budżet (w Brukseli), a także swoich fanów. Przede wszystkim w Gruzji i Mołdowie. Wcale nie należy też wykluczać europejskiego „nawrócenia” Armenii, Ukrainy czy nawet Białorusi. Warto więc nadal organizować działania w strukturach Partnerstwa.

Wielu komentatorów w Wilnie, ale i w Warszawie, twierdzi, że decyzja Ukrainy to klęska władz tak Litwy (przewodzącej w tym półroczu Unii) jak i Polski – głównej orędowniczki wschodnich działań Partnerstwa. Trzeba tu więc przypomnieć, że gdyby Janukowycz podpisał umowę stowarzyszeniową to wcale nie byłby sukces Litwy czy Polski. To byłby sukces całej Europy. A więc i niepodpisanie umowy jest też porażką całej Europy.

Pozostaje jeszcze jedna sprawa: czy jest to aż taka straszna porażka. Mam w tej kwestii wiele wątpliwości. Bodaj dwa lata temu premier Mołdowy, Vlad Filat, na międzynarodowej konferencji w Kiszyniowie powiedział, że jego kraj chce wprowadzić do życia codziennego wszelkie wartości europejskie. I to niezależnie od tego czy Mołdowa będzie członkiem Unii czy też nie. Bo te wartości, cytując Filata, są po prostu ważne dla zwykłych obywateli.

Można mieć poważne wątpliwości, czy podobnie myśleli rządzący Ukrainą. Cóż by bowiem przeszkodziło wprowadzić wszystkie wymagane przez Unię zapisy prawne oraz uwolnić Julię Tymoszenko (przecież siedzi ona w więzieniu za czyny, które w krajach Unii nie są przestępstwem). Takie kroki mogłyby być niezależne od jakichkolwiek negocjacji ekonomicznych. Ponieważ jednak prezydent Janukowycz postąpił inaczej, wygląda na to, że on i jego otoczenie Unię traktują nie tyle jako cel strategiczny, ale raczej jak dojną (potencjalnie) krowę, która da pieniądze niezależnie od tego czy Ukraina wypełni wszelkie warunki związane z reformami systemu prawnego. Bo, co sugerują władze Ukrainy, jak nie Europa, to przyjdzie Rosja. Ma to być straszak na wszystkich Europejczyków, a na tych ze wschodu w szczególności. Czy jednak jest się czego bać?!

Mam też tu wiele wątpliwości. Przede wszystkim oficjalny Kijów raczej nie wpadnie w objęcia Moskwy, gdyż to się bardzo nie opłaca tamtejszym oligarchom. Oni najchętniej chcieliby dalszego balansowania pomiędzy Unią i Rosją. Gdyby jednak (co jest mało prawdopodobne!) Ukraina nawet wpadła w strefę jednoznacznych wpływów Rosji, to też nie uważam, że jest się czego bać. Rosja, to w tej chwili kraj, który wyróżnia się w skali świata nie swoim potencjałem gospodarczym (jak wyliczają specjaliści to co najwyżej 1/13 rynku Unii Europejskiej)  lecz tylko i wyłącznie posiadaniem broni atomowej. Klasyczne zaś uzbrojenie armii rosyjskiej mocno już odbiega (in minus) od standardów zachodnich. Wojna w Gruzji, z roku 2008, udowodniła, że armia rosyjska, choć w starciu z Gruzinami zwycięska, raczej nie byłaby w stanie prowadzić jakiegokolwiek zwycięskiego konfliktu zbrojnego z NATO.

Oczywiście zwolennicy przyjęcia Ukrainy w struktury europejskie za wszelką cenę, mogą sugerować, że Tymoszenko i wprowadzanie praw europejskich na Ukrainie to nieważne głupstwa. Ważne by było (wedle tych „analityków”) wyłożyć te głupie 100 czy 200 miliardów euro i po prostu Ukrainę kupić. Ale kto da gwarancję, że przy braku europejskich standardów demokratycznych i prawnych, pieniądze te nie zostałyby momentalnie rozkradzione. Ponadto pamiętajmy, że demokracja w krajach Unii to nie tylko jakiś abstrakcyjny system wartości. To także system, który,  poza naprawdę kilkoma, w skali świata, wyjątkami (potwierdzającymi regułę), dający średniemu człowiekowi godne życie. Także, a może przede wszystkim, w wymiarze materialnym. Wpuszczenie zaś do grona państw demokratycznych, kraju wyznającego inne wartości, mogłoby od środka wysadzić taki twór jak Unia Europejska. Lepiej więc nie ryzykować. Poczekajmy do czasu gdy wszyscy Ukraińcy – nie tylko ci demonstrujący obecnie na Majdanie – dojrzeją do tego co powiedział anno 2011 Vlad Filat.

Krzysztof Szczepanik


Agencja Wydawniczo Reklamowa IKaT Press

wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl