17-10-2013

O Ukrainie na progu do Unii Europejskiej

Autor tekstu: Krzysztof Szczepanik
Kategoria: Ukraina, Ogólna
Ukraina jest w przededniu podpisania epokowego dokumentu. Pod koniec listopada, w Wilnie prezydent Wiktor Janukowycz, ma sygnować dokument o stowarzyszeniu Ukrainy z Unią Europejską. Co o tym sądzą Ukraińcy, co myślą na ten sam temat ukraińskie elity. Pytanie to zadaję, znanemu w Kijowie politologowi, Serhijowi Taranowi.


fot. archiwum

- W ukraińskich elitach jak i w szerokich kręgach społecznych, jest consensus odnośnie tego, że powinien być podpisany dokument o stowarzyszeniu kraju z Unią Europejską. Także, wszystkie właściwie, frakcje parlamentarne podtrzymują proeuropejski kurs. Na te proeuropejskie nastroje, ostatnimi czasy, także bardzo wpływa polityka rosyjska. Wszelkie te wojny targowe, embarga, straszenia, odnoszą zdecydowanie odwrotny, od zamierzonego, skutek. Wypowiedzi przeciwne takiej polityce wielkiego sąsiada zdarzają się już nie tylko przedstawicielom elit, ale również i prostym obywatelom, którzy, do niedawna, wypowiadali się raczej za pozostaniem w bliskich relacjach z Rosją. Oczywiście, w kontekście aspiracji europejskich, ukraińscy obserwatorzy zastanawiają się jak Janukowycz rozwiąże sprawę Julii Tymoszenko.

- No właśnie. Z jednej strony Cathrin Ashton mówi oficjalnie, że nie możemy oddać Ukrainy Rosji, ale z drugiej strony Radosław Sikorski, czy też Angela Merkel, twardo stoją przy konieczności uwolnienia Tymoszenko. Szef polskiego MSZ podkreślił, że władze w Kijowie nie wypełniły życzenia Europy. No więc co chcą zrobić władze ukraińskie, by z jednej strony pokazać swoją stanowczość wobec byłej premier, a zarazem zadowolić Europę.

- Prezydent Wiktor Janukowycz akurat obiecał (po raz pierwszy osobiście), że zgodzi się na wyjazd Julii Tymoszenko na leczenie do Niemiec. Równolegle jednak Janukowycz stara się czynić jednoznaczne sugestie, że Europie opłaca się przyciągnąć Ukrainę, nawet jeśli ta nie wypełni żądania odnośnie Julii Tymoszenko. Dowodem prawdziwości takiej tezy są choćby jednoznaczne twierdzenia, że nieeuropejska Ukraina, byłaby niestabilnym i nieprzewidywalnym regionem, przy wschodnich rubieżach Unii. Na dodatek, państwo to mogłoby się stać (w retoryce obecnych władz), wręcz antyeuropejskie i prorosyjskie. W Kijowie jest także świadomość, że nawet podpisanie odpowiednich umów w Wilnie, to tylko początek procesu. Potem będą musiały to zatwierdzić parlamenty wszystkich państw unijnych. Janukowycz chce tę sprawę wygrać dla siebie. To znaczy (mimo ostatnich obietnic) chciałby podpisania układu stowarzyszeniowego, bez uwalniania Julii Tymoszenko. Jednocześnie pewnie gotów byłby zakulisowo obiecać uwolnienie byłej premier, ale już po podpisaniu umowy. To by dało zysk w image prezydenta, a zarazem Kijów miałby więcej czasu na zastanowienie się nad formułą potencjalnego zwolnienia Tymoszenko z więzienia. Bo pewnie wtedy każdy kraj unijny, przed ratyfikacją w swoim parlamencie umowy stowarzyszeniowej, dawał będzie Kijowowi jakieś swoje warunki.  Oczywiście część porozumienia stowarzyszeniowego ma charakter ekonomiczny. Tego nie muszą ratyfikować parlamenty poszczególnych krajów. Można więc powiedzieć, że Kijów gra o korzyści ekonomiczne i propagandowe wynikające z porozumienia, bez chęci realizacji postulatu uwolnienia Julii Tymoszenko. Interesy wydają się jednak obopólne. Bo i Unia ewidentnie korzysta na dopuszczeniu, do grona krajów stowarzyszonych, Ukrainy.

- Sytuacja gospodarcza Ukrainy nie jest obecnie prosta. Część analityków ekonomicznych obawia się nawet bankructwa finansów państwa. Taki scenariusz mógłby oznaczać wielki chaos oraz pójście w kierunku Rosji.

- Ekipa Janukowycza może obecnie szukać tylko wewnętrznego kredytowania, poprzez rozpisywanie kolejnych emisji obligacji. Trudno bowiem wymagać większych obciążeń od oligarchów. Także Rosjanie wcale się nie palą do wykładania pieniędzy na potrzeby Ukrainy. W przypadku podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią w Kijowie liczą na korzyści z tego wynikające. Pewnie w takim przypadku będzie łatwiej rozmawiać o kredytach choćby z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. I to jest jedyny scenariusz przewidywany przez obecne władze. Janukowycz bowiem, mimo szumnych zapowiedzi, nie rozpoczął jakichkolwiek reform systemu ekonomicznego państwa. Ta słabość ekonomiki państwa jest jednak (o ironio) zabezpieczeniem przed dyktatorskimi zapędami Janukowycza. Bo, aby zostać dyktatorem, należy mieć środki do realizacji takiego projektu.

- Głośno ostatnio było w mediach ukraińskich o kłopotach jednego z najważniejszych ukraińskich banków, „Privatbank”. Czy według pana ta placówka jest zagrożona bankructwem. I jakie skutki miałoby to dla stabilności ekonomicznej Ukrainy.

- „Privatbank” w całości należy do jednego z najbogatszych Ukraińców, Igora Kołomojskiego. Sam właściciel banku jest traktowany na Ukrainie jako mistrz twardej i bezwzględnej gry biznesowej. Elementem takiego działania było choćby, ewidentnie sprowokowane, bankructwo, również należących do Kołomojskiego, linii lotniczych „Aerosvit”. Przyniosło to wielkie straty wizerunkowe Ukrainie, a Kołomojski … sprzedał, jeszcze przed bankructwem, całą flotę powietrzną, do innych firm. Nie należy więc wykluczać podobnych działań wobec banku bo na bankructwie straciliby przede wszystkim klienci, a nie właściciel. Specjaliści jednak wyliczają, że ilość aktywów skupionych w „Privatbanku” nie byłaby zagrożeniem dla struktur państwa w przypadku bankructwa.  

- Jak na dalszy rozwój sytuacji ekonomicznej państwa wpływać będzie kolejne elementy wojny ekonomicznej jaką w praktyce wypowiedziała Ukrainie, Rosja.

- Część biznesmenów ukraińskich na tej wojnie ewidentnie traci. Z drugiej jednak strony nikt, przy zdrowych zmysłach, z grona czołowych oligarchów ukraińskich, nie widzi swojej przyszłości w bliskim związku z Rosją. Ukraińscy oligarchowie boją się bowiem zdominowania przez „większych” oligarchów rosyjskich. Ten konflikt z Rosją ma jednak także elementy pozytywne dla Ukrainy – to konsolidacja społeczeństwa wokół władz, w dążeniach do stowarzyszenia z Unią. Można więc powiedzieć, że konflikt ekonomiczny z Rosją to woda na młyn dla Janukowycza. Politycznie Rosja bardzo na tym traci, w ukraińskim społeczeństwie. Nic bowiem nie działa tak pozytywnie na image władzy jak jakieś zagrożenie zagraniczne.

- Dlaczego więc według pana Rosja prowadzi tak nierozsądną politykę wobec Ukrainy.

- To oczywista głupota. Działania te, przy okazji, wykazują jak wielkim mitem jest wspaniała, dalekowzroczna i przemyślana rosyjska polityka zagraniczna. Przecież ten kraj niema obecnie żadnego pewnego sojusznika na arenie międzynarodowej. Nawet promoskiewska polityka Armenii to skutek, li tylko i wyłącznie, obaw Erewania przed konfrontacją z Azerbejdżanem, o przyszłość Górskiego Karabachu. Bo sami Ormianie o swoim sojuszu z Rosją wypowiadają się z jakimś takim wstydem: „lepiej byłoby kolegować z Europą, ale przecież Rosja jest bliżej”.

- Ukraińskie władze prowadzą ciągłe negocjacje z przedstawicielami „Gazpromu” o obniżce cen na gaz. Ze strony Moskwy padają groźby, że w przypadku ułożenia podmorskiego „South Stream”, „Gazprom” zrezygnuje z usług tranzytowych gazociągów ukraińskich. Jak te kwestie wpływają na sytuację wewnętrzną. Czy władze w Kijowie zdecydują się na gazowy sojusz z Rosją choćby poprzez potencjalną sprzedaż swoich połączeń „Gazpromowi”. Czy należy się także spodziewać jakichś kolejnych odsłon gazowego konfliktu Rosji z Ukrainą.

- Ukraina płaci obecnie bardzo wysokie ceny za importowany z Rosji gaz. To jest już ponad 400 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Rosyjska strona jednak nie chce zmian reguł kontraktu. Szczególnie jeśli chodzi o wielkość ukraińskiego importu tego surowca. Strona ukraińska natomiast, niezgodnie z kontraktem, ogranicza zakupy gazu w Rosji. „Gazprom” mógłby teoretycznie iść z tym do międzynarodowego arbitrażu. Ale tego również w Moskwie nie chcą. Bo gaz to najpoważniejszy element nacisku Rosji na Ukrainę. Można oczywiście wstrzymywać dostawy na Ukrainę, ale to byłoby krótkowzroczne i jednorazowe. To jak grożenie przeciwnikowi rewolwerem, w którego magazynku znajduje się tylko jednak kula. Można trafić, ale gdy się spudłuje to już żaden argument w garści nie pozostaje.
Rozmowom z Moskwą patronuje i przewodzi wicepremier Bojko. Na Zachodzie rozmowy te relacjonuje jednak przede wszystkim minister energetyki, Stawicki. Ten podział wynika z tego, że Bojko ma gigantyczne kontakty w Moskwie, co niewątpliwie pomaga mu w otwieraniu kolejnych gabinetów. Stawicki zaś to ma obycie europejskie. U zachodnich rozmówców prezentuje się jako walczący o niezależność energetyczną Ukrainy. Sam Stawicki jest obecnie, również bardzo powiązany z ekipą prezydenta Ukrainy. To człowiek obdarzony przez Janukowycza dużym zaufaniem, członek nieformalnej tak zwanej „siemi” („rodziny”), czyli prezydenckiego otoczenia.

- W negocjacjach gazowych z Rosją argumenty Moskwy są jasne: przyjdziecie do nas i spotka was samo szczęście. Jak według pana może być taktyka ukraińskich negocjatorów. Czy Bojko może choćby czynić  przedmiotem targu potencjalne podpisanie (bądź nie) umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.

- Główną intencją działań prezydenta Janukowycza jest zapewnienie sobie sukcesji w roku 2015, a w dalszej perspektywie, osobistego bezpieczeństwa po zakończeniu pełnienia najważniejszej funkcji w państwie. Rosja takim gwarantem być nie może. To jest też jeden z argumentów obecnej ekipy dla zbliżenia się do Europy. Dlatego wydają się mało prawdopodobne argumenty o niewiązaniu się z Unią w zamian za jakieś korzyści gazowe. Główną linią negocjacyjną Bojki (uzgodnioną niewątpliwie z prezydentem) jest najprawdopodobniej zasada: zbliżamy się do Unii, ale nie chcemy się oddalić od Rosji.      

- Na Ukrainie dziwnie szybko rozwija się firma „Vetek”. Przedsiębiorstwo startowało, kilka lat temu, praktycznie od zera. Skąd taka progresja. Skąd środki na ostatni zakup największych koncernów medialnych na Ukrainie.

-  To ewidentnie zaplecze biznesowe zaplecza prezydenta Janukowycza. Firma wykorzystuje, za cichym przyzwoleniem władz, wszelkie możliwości administracyjne państwa, dla swojego rozwoju. „Vetek” ma interesującą taktykę działania. Coś tam kupują, a potem momentalnie sprzedają część akcji nabytych firm, znanym zachodnim inwestorom. Takim sposobem 28 – letni prezes Kurczenko z „Veteku” wszedł choćby w bliską współpracę z Shelem. To ma być taka swoista polisa zabezpieczająca przed późniejszymi (po potencjalnej straty władzy przez Janukowycza) roszczeniami instancji państwowych. Bo przecież w takim przypadku ukraiński prokurator musiałby się mierzyć nie z Janukowyczem, czy jego synem (też członkiem „siemi”), ale z potężnym, międzynarodowym, koncernem. Jednocześnie „Vetek” to także konsorcjum bardzo zainteresowane w stowarzyszeniu z Unią Europejską. Firma ta rozpoczęła nawet zakupy kapitałowe na Węgrzech. Chodzą słuchy o ich aktywności na giełdzie w Warszawie. To też element dywersyfikacji potężnych środków finansowych.

- Z pana słów wynika jednoznacznie, że jedyna przyszłość dla Ukrainy i jej obecnych elit to wejście w struktury europejskie.

- Prezydent Janukowycz to doskonale rozumie. Wie, że nie zachowa swojej pozycji (ani materialnej, ani tym bardziej politycznej), jeśli przegra najbliższe wybory i jednocześnie nie będzie chroniony przez europejskie systemu prawne. Całe szczęście, że te dążenia prezydenta, zbiegają się z dążeniami większości Ukraińców.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Krzysztof Szczepanik


Agencja Wydawniczo Reklamowa IKaT Press

wydawca serwisu www.europamaxima.eu
Braniewo, ul. Staszica 9
tel. +48602153412
Mail: redakcja@europamaxima.eu, ikatpress@wim.pl